LADIES MAN, KATY EVANS

Tytuł oryginału: Ladies Man
Autor: Katy Evans
Seria: Manwhore (#3)
Liczba stron: 376
Tłumaczenie: Monika Wiśniewska
Wydawnictwo: Kobiece
Data wydania: 5 października 2017


Tahoe Roth, najlepszy przyjaciel Malcolma Sainta, jest prawdziwym podrywaczem o twarzy anioła i duszy diabła. Jednym spojrzeniem powoduje przyspieszone bicie serca, a seks traktuje jak lekarstwo na wszystko. Przez jego łóżko przewinęło się wiele kobiet i w najbliższym czasie wcale nie planuje tego zmieniać. 
Gina w obecności Tahoe woli zachowywać się ostrożnie. Odrzuciła go, tak jak kiedyś on odrzucił ją. Ustalili zasadę - tylko przyjaźń. Mimo skrywanego głębokiego uczucia dziewczyna jest przekonana, że nie mają szans, by kiedykolwiek być razem. W końcu uświadamia sobie, że jedyny mężczyzna, którego najbardziej pragnie to ten, którego nie może mieć. 
- Wydawnictwo Kobiece



Trylogia opowiadająca o Malcolmie i Rachel (recenzja)  nie zachwyciła mnie, ale też nie zawiodła. Taka tam historia, powielająca schematy. Mimo to czekałam z niecierpliwością na kontynuację serii Manwhore o dwóch najlepszych przyjaciołach Sainta. Przede wszystkim nie mogłam się doczekać właśnie Ladies Man, opowiadającej o Tahoe. Już w poprzednich tomach zyskał on moją sympatię i liczyłam na to, że jego historia będzie strzałem w dziesiątkę. 

Ladies Man to zdecydowanie nie jest książka z głębokim przesłaniem. Autorka ponownie powiela tu wiele schematów. Tahoe to obrzydliwie bogaty flirciarz, a Regina to skrzywdzona przez bliską osobę dziewczyna. Brzmi jak każda inna książka z tego gatunku, prawda? Jednak nie do końca tak jest. Oprócz oczywistych elementów, można tu znaleźć wątek miłości między dwojgiem przyjaciół. Strach przed skrzywdzeniem siebie nawzajem hamuje ich jednak przed wyznaniem sobie uczuć. Prowadzi to do wielu niedomówień i ciekawych zwrotów akcji. Bardzo się cieszę, że tym razem Katy Evans skupiła się bardziej na fabule, niż na wątku erotycznym.  Żałuję tylko, że nie rozwinęła ona wątku o byłym chłopaku głównej bohaterki, Paulu.

Zaczynając Ladies Man obawiałam się, że Katy Evans zmieni charakter Tahoe. Polubiłam go za jego barwną osobowość i miałam nadzieję, że taką pozostanie. Na szczęście się nie rozczarowałam, a wręcz dostałam jeszcze więcej. Tahoe powodował u mnie mnóstwo sprzecznych emocji, od śmiechu poprzez irytację, aż do współczucia.  
Nie mam natomiast pojęcia co napisać o Reginie. Przez całą książkę odnosiłam wrażenie, że jest ona bez charakteru i praktycznie niewidoczna. Być może jest to spowodowane silnym charakterem Tahoe.
Cieszę się też, że mogliśmy ponownie spotkać się z Rachel i Saintem. Mimo, że nie są to moi ulubieni bohaterowie, z przyjemnością poznałam ich dalsze losy.  

Zapewne wszystkie uwielbiamy okładki z nieprzyzwoicie umięśnionymi mężczyznami. Jednak ile razy jadąc autobusem, czytając w pracy albo w szkole przyłapujemy ludzi, którzy co chwilę zerkają na naszą książkę? Lub starsze panie, zgorszone młodym perwersyjnym pokoleniem? Dlatego dużo łatwiej było mi czytać Ladies Man. Nawet jeśli nie widzimy klatki piersiowej, bicepsów i co tam się jeszcze zmieści na okładce, wydaje mi się, że w zupełności wystarczą te hipnotyzujące niebieskie oczy. 

Ladies Man to książka, którą się wręcz pochłania. Katy Evans nie zawiodła mnie i kolejny raz napisała przyjemną historię, która wzbudza wachlarz emocji. Historia o Tahoe i Reginie jest jedną z lepszych z tego gatunku, zatem śmiało mogę ją Wam polecić na długie jesienne wieczory. A ja z niecierpliwością czekam na ostatni tom serii, Womanizer, opowiadający o Callanie.   

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Kobiece


1 komentarz:

  1. O Evans słyszałam wiele dobrego, ale jeszcze nie zmierzyłam się z jej piórem :) a mam na to ochotę.
    http://ksiazkowa-przystan.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.